Tylko, że ja chce odpłacić się osobie która sama mnie potraktowała jak śmiecia. Uwierz była niesamowicie bezczelna nawet w momencie, gdy ja już wszystko wiedziałem. Uważam, że

Czy iść z nim do łóżka na pierwszej randce? Na trzeciej? Po miesiącu znajomości? Gdy padną słowa „kocham Cię”? Kiedy jest najlepszy moment na to, żeby przekroczyć granicę intymności z nowym mężczyzną? Zanim podejmiesz tę decyzję, koniecznie obejrzyj ten film i czytaj dalej! Pobierz darmowego e-booka i poznaj seksowne SMS-y do faceta! Dla wielu kobiet nie jest wcale takie oczywiste, kiedy „pozwolić sobie” pójść do łóżka z nowo poznanym facetem. Pojawiają się obawy: czy on nie pomyśli, że jestem łatwa?, czy się szybko nie zniechęci?, czy nie skończę jako jego seks-przyjaciółka? Dostaję też całkiem sporo wiadomości od kobiet, które piszą: poszliśmy do łóżka na pierwszej czy drugiej randce, a teraz boję się, że to było za szybko. Jak to odkręcić, żeby on się zaangażował i myślał o związku? Nie da się ukryć, że to dosyć podchwytliwy moment. Z jednej strony – mamy XXI wiek, jeśli masz ochotę iść z facetem do łóżka na pierwszej randce, nikt nie ma prawa Cię za to oceniać. Jeśli chcesz zmieniać facetów jak rękawiczki – Twoje prawo i nikomu nic do tego. Ale z drugiej strony powszechne przekonanie jest takie, że jeśli Twoim celem jest stały związek, a nie tylko gorący romans, zbyt wczesne pójście z facetem do łóżka przekreśli Twoje szanse… I stąd biorą się pytania, kiedy pozwolić sobie na seks. Problem w tym, że nie istnieje sztywna reguła, która dałaby wiarygodną odpowiedź na to pytanie. Bo tak naprawdę wcale nie chodzi o to, ile czasu minie od poznania faceta do seksu. Chodzi o drogę, jaką w tym czasie przejdzie Wasza relacja. Czy iść z nim do łóżka… czy jeszcze zaczekać? Znajomość, która ma szansę zakończyć się związkiem, powinna się rozwijać równomiernie. Poza przysłowiową chemią i fizycznym przyciąganiem powinniście równocześnie zbliżać się do siebie emocjonalnie, poznawać się (w realnym świecie, a nie tylko przez internet czy SMS-y!), polubić, budować zaufanie, dogadywać się na poziomie intelektualnym. Dopiero facet, który ma szansę poznać Cię z różnych stron, doceni Cię jako osobę, będzie mógł zainteresować się całą Tobą, a nie tylko jedną sferą Waszej relacji. I nie chodzi tu tylko o seks – bo nierównomierny rozwój znajomości może się skończyć także we friendzone. Chodzi więc o to, czy przed Waszą pierwszą wspólną nocą uda Wam się osiągnąć odpowiedni poziom bliskości i porozumienia. Niektórym nie udaje się tego osiągnąć przez całe miesiące znajomości – kiedy kontaktują się zbyt rzadko albo na jakimś powierzchownym poziomie, nie starają się poznać drugiej osoby albo skupiają się tylko na jednych sferach, ignorując inne. I odwrotnie – czasami taki poziom bliskości i porozumienia niektórym udaje się osiągnąć w ciągu zaledwie jednego wieczoru. Chociaż to akurat dosyć rzadkie przypadki i być może nie powinnaś traktować ich jako usprawiedliwienia dla pośpiechu. Tak naprawdę chodzi o to, żebyś świadomie i krytycznie potrafiła spojrzeć na Waszą relację. Co Was łączy? Może fantastycznie Wam się flirtuje i napięcie rośnie, ale na żadnym innym poziomie nie złapaliście jeszcze kontaktu? A może wręcz przeciwnie – masz wrażenie, jakbyście znali się dużo dłużej niż w rzeczywistości, bo świetnie się rozumiecie i dogadujecie się na wielu różnych płaszczyznach? Nie ma jednej odpowiedzi Jeśli szukałaś konkretnej informacji, na której randce pójść z facetem do łóżka, żeby zakończyło się to związkiem, to niestety muszę Cię rozczarować… Nie ma jednej dobrej odpowiedzi na pytanie, kiedy iść z facetem do łóżka. Taka magiczna zasada po prostu nie istnieje. Sama musisz ocenić po pierwsze – czy masz na to ochotę już na tym etapie, i po drugie – jak rozwija się Wasza relacja. Jeśli czujesz, że na razie nie łączy Was nic poza gorącym flirtem, może rozsądniej byłoby poczekać i skupić się na tym, żeby facet miał okazję poznać też inne Twoje oblicza. I dać mu szansę, żeby czymś Ci w tym czasie zaimponował – mężczyźni lubią mieć poczucie, że wybrałaś ich dlatego, że są wyjątkowi i mają Ci coś do zaoferowania. A nie tylko dlatego, że akurat ten facet był pod ręką. Oczywiście można zakładać, że zawsze bezpieczniej jest trochę poczekać i dać facetowi trochę więcej niż jedną randkę na poznanie Twojej osobowości i innych cech. Na pewno jest w tym trochę racji – pod warunkiem, że w tym czasie rzeczywiście będziesz pracować nad innymi aspektami Waszej znajomości. Jeśli po prostu uznasz, że czas załatwi za Ciebie wszystko, możesz się trochę przeliczyć… Mam nadzieję, że to wszystko pozwoli Ci spojrzeć z trochę innej perspektywy na kwestię pierwszej intymności z nowo poznanym mężczyzną. Pamiętaj, że w tym przypadku najbardziej liczy się nie ilość dni czy tygodni, ale jakość Waszych kontaktów.
\n on chce mnie tylko do łóżka
Wstaję, jem śniadanie - wszystko bez przekonania, że to co robię ma jakiś większy sens. Siadam do biurka i pracuję (z domu). Wykonuję po kolei wszystkie swoje zadania i na koniec jestem tak wypompowana z sił, że jedyne co mogę zrobić, to włączyć Netlflix (ewentualnie HBO GO). I tak mija dzień za dniem.
fot. Adobe Stock, dianagrytsku Sama nie wiem, kiedy się w tym wszystkim pogubiłam. Zaczęło się od wyjazdu z domu na studia. Zdałam na Uniwersytet Ekonomiczny. Rodzice bardzo się cieszyli. Ja też. Oni dlatego, że będę uczyć się w dobrej szkole. A ja miałam przed sobą wspaniałą perspektywę nieskrępowanej niczym wolności. Byłam bardzo podekscytowana. Akademik, nowi znajomi, wieczorne wyjścia na miasto, imprezy – tak właśnie wyobrażałam sobie dorosłość, dojrzałość. Jako nieskrępowaną zakazami zabawę. I tak właśnie spędzałam kolejne lata nauki w mieście. Jestem zdolna i udało mi się przejść przez studia, prowadząc rozrywkowy tryb życia. Z każdym rokiem byłam w tym coraz lepsza. Potrafiłam przez pół roku bawić się, a potem w czasie sesji zakuwać do upadłego, żeby wszystko pozaliczać. Przez cały ten czas utrzymywali mnie rodzice, więc starałam się rozsądnie gospodarować pieniędzmi – tak, by wystarczyło na życie, ale też na imprezy. Siłą rzeczy musiałam się jednak ograniczać. Kiedy poszłam do pracy, ten problem przestał istnieć. Zatrudniłam się w dużej, bogatej firmie, więc stać mnie było na wszystko. Na mieszkanie, jedzenie w knajpach, ciuchy, no i najważniejsze – na zabawę. Już wtedy, po pierwszym roku pracy, czułam, że się zatracam, że życie przecieka mi między palcami. Wszystkie tygodnie wyglądały tak samo. W dni powszednie harowałam od dziewiątej do dziewiętnastej, a po pracy szłam ze znajomymi na kolację. Tam dla relaksu wypijaliśmy parę drinków, a potem rozchodziliśmy się, bo trzeba było iść spać. Do pustego mieszkania wracałam więc koło godziny jedenastej. Już tylko po to, żeby się umyć i zasnąć. Cóż więcej mogłam tam robić, skoro nikt na mnie nie czekał. Nikogo nie miałam. Na stałe, oczywiście. Bo przyjaciół od seksu, przygodnych znajomych było wielu. Ilu? Wstyd się przyznać – po prostu zbyt wielu. Rzucałam się w wir, by uciec przed samotnością… Dziś wiem, że to było głupie, ale wtedy wydawało mi się, że prowadzę super życie. Że jest tak, jak zawsze chciałam. Wesoło, aktywnie, wielkomiejsko. A nie tak, jak w rodzinnym domu – tylko pranie, sprzątnie, obiady, kłótnie o pieniądze, których nie starcza do pierwszego. To było życie moich rodziców. Kochałam ich, doceniałam to, że mnie wychowali, że utrzymywali na studiach, ale nie chciałam iść w ich ślady. – Córciu, kiedy ty się w końcu ustatkujesz? Kiedy sobie kogoś znajdziesz, będziesz szczęśliwa? – pytała mama. – Ale ja jestem szczęśliwa! – odpowiadałam. – Nie wierzę. Sama? – Mamo, ja mam mnóstwo znajomych, przyjaciół. Jestem wolna… – E tam, znajomi… Wiesz, co o tym myślę. – No wiem i dlatego wolę o tym nie rozmawiać. Nie chcę się kłócić… No i nie rozmawiałyśmy. Mama wiedziała, że nie jest u mnie najlepiej. Ona tak, ale ja nie zdawałam sobie z tego sprawy. Wydawało mi się, że jest wszystko w porządku, a tak naprawdę uciekałam. Od tego, co dobre, co wartościowe, co ważne, ale co jednocześnie trudne i wymagające. Od stałego związku, zobowiązań, od poczucia bliskości i więzi. Uciekałam zwłaszcza w weekendy, bo w tygodniu nie było czasu na myślenie. Cały dzień pracy, wieczorem kolacja i głupie pogaduchy. To wszystko. Ale w weekend trzeba było zorganizować sobie czas. Trzeba było uciec z pustego domu, w którym ciszę mącił tylko telewizor. Od rana ruszałam więc w miasto. Na siłownię, potem do kosmetyczki, na zakupy, na obiad do restauracji, a wieczorem na dyskotekę. Tam już tylko alkohol i faceci. Poznawałam ich mnóstwo, nieraz lądowali w moim łóżku. Te noce były pełne uniesień, pasji, zaskoczeń. Ale poranki przypominały mi o tym, dlaczego jestem sama. Krępująca cisza, podkrążone oczy, suchość w ustach. Niezręczna pobudka w jednym łóżku. A potem seria idiotycznych pytań, jakby ta durna gadka miała nas uratować. – A gdzie pracujesz? – Mówiłam ci wczoraj. – Aha, jasne. – Ładnie mieszkasz. – Dzięki. – Zobaczymy się jeszcze? – Tak, pewnie – odpowiadałam, choć byłam pewna, że już więcej się nie spotkamy. Bo po co? Żeby się na trzeźwo nawzajem rozczarować. Zawsze po takiej przygodzie brałam długi prysznic i szłam biegać. Mimo kaca i zmęczenia, zmuszałam się do wysiłku. Tylko po to, żeby po przyjściu do domu, paść do łóżka i spać do wieczora. Potem obejrzeć jakiś romantyczny film i znów zasnąć. Rozmarzona i stęskniona. Z postanowieniem, że za tydzień sobie kogoś znajdę. I tak w kółko. Bez sensu. Coraz bardziej zblazowana, znudzona i niepodobna do samej siebie. Był miły, żartował, a ja uznałam, że mu się podobam Przez te kilka lat poznałam kilku fajnych facetów, ale z żadnym z nich nie udało mi się zbudować związku. Przez długi czas nie wiedziałam dlaczego. Przecież byłam taka, jaka powinna być kobieta. Wyzywająca, odważna, dobra w łóżku, trochę tajemnicza. A oni jednak odchodzili. Wypracowałam więc sobie mechanizm obronny. Gdy tylko pojawiały się jakieś problemy, wmawiałam sobie, że mi nie zależy. Byleby nie zostać skrzywdzoną. Tym sposobem zamieniłam się w kobietę, która nawet fajnych facetów traktowała instrumentalnie. Jak na przykład Roberta. Fantastyczny gość. Przystojny, spokojny, opanowany, pogodny i uczciwy. Był starszy ode mnie o dziesięć lat i pracował w moim dziale. Od razu między nami zaiskrzyło. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo chętnie ze mną rozmawiał i odpowiadał na zaczepki. Nasza relacja opierała się na żartach. On w luźnych pogawędkach wyrażał niepokój związany z moim nieskrępowanym stylem życia, a ja traktowałam go trochę jak starszego brata. – Dziewczyno, znowu? – pytał mnie z samego rana. – Co takiego? – No jak co? Znowu balowałaś przez cały weekend? – Skąd wiesz? – Masz ziemistą cerę. – No wiesz, dzięki – uśmiechałam się. – Mogłabym się obrazić. – Za co? Za szczerość? – Nie, za seksizm. – A jaki w tym seksizm? To samo powiedziałbym kumplowi, gdybym uważał, że przesadza. – Ale żadnemu nie powiedziałeś. – Skąd wiesz? – Zgaduję po twoim uśmieszku. – To jest śmiech przez łzy. – Tak mnie żałujesz? – Tak. Bo fajna z ciebie dziewczyna. Chciałam udowodnić, że faceci są tacy sami Lubiłam go. Był niebanalny, sympatyczny, ciekawy. Miał tylko jedną wadę – był żonaty. A do tego dwójka dzieci. Ale to nie przeszkadzało mi z nim flirtować. Zaczepiałam go, a on zawsze się uśmiechał. Dobrze wiedziałam, że w głębi serca moje zainteresowanie mu schlebia. Byłam pewna, że pociąga go we mnie to, czego nie miał w domu. Przygoda, dreszczyk emocji, śmiałość, zadziorność. Postanowiłam to wykorzystać. Sprowokowała mnie koleżanka. Taka jedna, z którą marnowałam życie na spółkę. Ona też bawiła się w najlepsze. Była najczęstszą towarzyszką moich szaleństw. Któregoś dnia, gdy właśnie skończyłam rozmawiać z Robertem, podeszła do mnie i uśmiechnęła się. – No, no. Ale się mizdrzyłaś! – Co ty pleciesz? – A co, może nie widziałam. Jak jakaś kotka. Ale wrzuć na luz, dziewczyno, Robert to firmowa cnotka. Już niejedna próbowała zagiąć na niego parol na imprezach integracyjnych. Nic z tego, on jest przywiązany do żony na stałe. Jak pies do budy – zaśmiała się złośliwie. – Każdego można wyrwać. Nawet jego. – O proszę, jaka pewność siebie. Chcesz się założyć? – Jasne. – O co? – O satysfakcję. To mi wystarczy. Od tego dnia knułam, jak uwieść Roberta Najpierw musiałam sprawić, byśmy zostali sami. Wtedy tłumaczyłam sobie, że chodzi o wyzwanie, ale teraz wiem, że moje intencje były zupełnie inne. Chciałam sobie udowodnić, że wszyscy faceci są tacy sami. Że dlatego nie szukam nikogo na stałe, bo nikt na takie zaufanie nie zasługuje. Nawet taki ideał jak Robert. W końcu się udało. Nie było to trudne, bo on naprawdę miał do mnie słabość. Wystarczyło, że poprosiłam go o pomoc. Nakłamałam, że muszę zrobić rozliczenia dla jednej z obsługiwanych przez nas firm, a jestem w lesie. Trochę się zdziwiłam, że nie od razu się zgodził – marudził, pytał, czy nie możemy zrobić tego w normalnym czasie. W końcu powiedział, że musi zapytać żony, czy może zostać po godzinach. Poszedł do swojego biura, by do niej zadzwonić. – Myślałby kto, że tak bardzo nie chcesz! – prychnęłam pod nosem. Byłam tak cyniczna. Robert wrócił z informacją, że żona się zgodziła, a ja z cielęcym spojrzeniem mu podziękowałam. Następnego dnia, gdy minęła siedemnasta, oboje ślęczeliśmy nad papierami. Po pół godzinie w biurze zostały dwie osoby, a po godzinie nie było już nikogo. Tylko ja i on. Specjalnie włożyłam moją najbardziej wydekoltowaną sukienkę. Przez cały dzień skrywałam ją pod marynarką, ale teraz zrzuciłam okrycie, by wyeksponować piersi. Robert to zauważył i uśmiechnął się dziwnie. Pomyślałam, że to jest ten moment, że właśnie teraz powinnam zaatakować. Wstałam zza biurka, podeszłam do Roberta i pochyliłam się, żeby spojrzeć w jego wyliczenia. – Co ty robisz? – zapytał. – Nachylam się – uśmiechnęłam się kokieteryjnie. – A po co!? – był wyraźnie zdenerwowany. – No jak to? – straciłam rezon. – Aby sprawdzić twoje wyliczenia. – Majka, ty chyba niczego nie kombinujesz? – No… Nie wiem sama… – odpowiedziałam i wypięłam pierś. Ale nie było w tym już pewności siebie. Była desperacja. – Okej, chyba musimy pogadać. Straciłam kontrolę nad sytuacją Zupełnie nie spodziewałam się, że Robert tak szybko i tak negatywnie zareaguje. Wyobrażałam sobie, że będę go kusić wypracowanym już zestawem gestów i słów. Że zastosuję na nim swoje sztuczki, a on się temu podda. Jak wszyscy faceci do tej pory. A jeśli nie, to zacznie bronić się dopiero, kiedy moje intencje staną się jasne. Bronić nieudolnie, niezdarnie, nieskutecznie. On nie dopuścił nawet do tego. – A nie chcesz? – zapytałam łamiącym się głosem. – Nie, Majka, nie chcę. Mam żonę, dziewczyno. – Dobra, to kończymy, dość tego! Niepotrzebnie cię zatrzymywałam – zaczęłam nerwowo zbierać papiery. – Majka… Majka. Majka! – krzyknął, gdy nie reagowałam. – Co? – Dlaczego ty sobie to robisz? Po co udajesz kogoś, kim nie jesteś – A skąd ty wiesz, kim jestem? – oburzyłam się. – Nie wiem. Ale domyślam się, że nie jesteś dziewczyną, która uwodzi żonatych facetów. Obudź się w końcu, bo niedługo może być za późno. Poszedł sobie. Nic mi więcej nie wyjaśniał. Nie strzelił pogadanki, nie prawił morałów. Nie karmił swojej próżności protekcjonalnym tonem. Ale przede wszystkim nie dopuścił do dwuznacznej sytuacji. Uciął wszystko szybko i zdecydowanie, a jednocześnie z klasą. Znokautował mnie. A jednak są jeszcze porządni mężczyźni… Przez jakiś czas wydawało mi się, że przez to wszystko pragnę go jeszcze bardziej, że się w nim zakochałam. Taki męski, lojalny, zdecydowany. Wiele razy chciałam mu wyznać miłość. Wyobrażałam sobie, że przychodzi do mnie i błaga, żebym go jednak przyjęła. Ale potem zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami i nad swoim życiem. Raz czy drugi nie poszłam na imprezę, zostałam w domu. Było strasznie. Bałam się. Czułam się przygnębiona. Ale wytrwałam. No i wtedy dotarło do mnie. Zrozumiałam. Pojęłam, że nie kocham Roberta. Tylko mi zaimponował tym, kim jest. Miłością do żony, lojalnością wobec niej, swoją mądrością i dojrzałością, która pozwoliła mu opanować sytuację. Przywołać mnie do porządku i dać do myślenia. I tak właśnie zmieniłam swoje życie. Nie od razu. Nie jednego dnia. Stopniowo wdrażałam codzienną dyscyplinę i rozwagę. Opłaciło się. Poznałam wspaniałego faceta. Podobnego do Roberta, ale singla w moim wieku. Postanowiłam, że tego nie zepsuję. Niedawno zabrałam go na imprezę integracyjną w firmie. A Robert przyprowadził swoją żonę. Gdy mnie jej przedstawiał, poczułam ogromną ulgę, bo wyobraziłam sobie, jakbym się czuła, gdybym wtedy odebrała jej męża. A tak mogłam jej powiedzieć zupełnie zwyczajnie: – Cześć, miło cię poznać. Wiele o tobie słyszałam od Roberta – a potem przedstawić jej mojego chłopaka. Czytaj także:„Choruję na depresję. Muszę ukrywać swoją chorobę, bo moja matka uważa, że to wstyd”„Miałyśmy tylko siebie, więc marzyłam o przyjaźni z córką. A ona była krnąbrna, zbuntowana i sprawiała problemy”„Z Arturem miałem opijać urodziny, a skończyło się na flaszce nad jego grobem. Gdy zmarł pojąłem, że nie mam po co żyć” Podniecały mnie jego spojrzenia, potrzebowałam takiej odmiany. Byłam spragniona czułości… Nic zatem dziwnego, że już pierwszego wieczoru poszliśmy do łóżka. Najpierw spędziliśmy wieczór w pubie, wszyscy razem. A potem dziewczyny poszły potańczyć, a my do pokoju Irka. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek przeżyła taki orgazm. Hej 😉 nie wiem czy to co teraz pisze będzie miało jakikolwiek sens i odda to co czuje, ale wiem że muszę to z siebie gdzieś wylać. Razem z narzeczonym ( od paru dni ) z ktorym jestem 4 lata ( bedzie w pazdzierniku )postanowiliśmy zamieszkać razem ( znów) wcześniej mieszkaliśmy razem tu i tam bo on nie płacił… teraz znów próbujemy bo mamy córeczkę 10 miesięcy. Między nami jest raz tak raz tak w zależności co ON chce. Zazwyczaj jest wspaniale gdy chce załatwić swoje sprawy seksualne słodkie słówka opieka nad córka super… gdy już ten akt nastąpi znów wracamy do rzeczywistości czyli typu zamknij r**, zamknij mor** itp. Wtedy czuje się jak ostatnia szmata… jest mi przykro że tak mnie traktuje ale bardzo go kocham w sumie nie wiem czy nadal go kocham za to co robi sprawia mi taki ból tym zachowaniem że po wszystkim idę do wc i płacze łzy płyną same… gdy próbuje z nim rozmawiać twierdzi że wszystko jest okej z jego strony… W domu mamy duży narożnik doszło do tego że śpimy na jednym narożniku sobie nawzajem w nogach gdy proszę to aby przyszedł z mojej strony tam gdzie ja mam głowę twierdzi że nie bo się ze mną nie wysypia… Sama nie wiem co mam zrobić pomijając fakt że będąc w ciąży trafiłam do domu samotnej matki z którego właśnie się wyprowadzilam mam możliwość tam powrotu ale nie chce ze względu na dziecko które potrzebuje tak samo matki jak i ojca… czy to jest przyzwyczajenie czy po prostu kochanie ale tylko z jednej strony ? Wiem że jest to poplatane bo nawet nie umiem dokładnie tego opisać… Tak już chyba bywa… czytam wiele waszych postów więc stwierdziłam co mi tam też napiszę może mi ulzy, może ktoś mi da jakąś radę któraś z pan którą była w podobnej sytuacji…. dziękuję Wam pozdrawiam Was – Dziecko – odezwał się ksiądz i pochylił się do mnie. – Zaufaj mi. Czas nie tylko goi rany, ale też otwiera nowe drzwi. Ksiądz nalegał, by odprowadzić mnie do hotelu. Pewnie się bał, że mogę wrócić nad morze. Kiedy żegnaliśmy się w lobby, podał mi mój aparat fotograficzny.

a on nie chce, bo kocha tylko mnie i chce byc ze mna za wszelka cene, nie potrafie mu wytlumaczc ze rodziny sie nie porzuca,ja nie mam nic przeciwko jego dzieciom ale nigdy nie bede dla nich matka

. 616 190 673 369 695 735 704 192

on chce mnie tylko do łóżka